Zamiast asfaltu wzrastają ogrody
[...] bowiem Trzeba dojrzeć w nim [mieście] realizację nowego piękna, piękna, które ma być pięknem wspólnym i ojczystym.
Jakże łatwo jest to piękno dostrzec gdy przychodzi wieczór. Wszystko ucicha w nikłej poświacie latarni na równi uroczej z gwiazdami. I przenosi czytelnika Julian Przyboś do miejsca bardziej kameralnego, intymnego, ulica zmienia się w uliczkę, zamiast asfaltu wzrastają ogrody. I tak w utworze „Wieczór” płynie wolna chwila w romantycznych zaułkach. Warto również przespacerować się Ulicą Szeroką wraz z Józefem Czechowiczem, gdzie pierwszej gwiazdy wypełza pająk nad drogą wśród zamkniętych bram i ciszy.